Podróż Chiny - Pekin, Wielki Mur - czyli marzenia się spełniają!
Zaczęło się wszystko od marzeń o Chinach. Takie marzenia o dalekich i egzotycznych wyjazdach ma pewnie większość z nas. My postanowiliśmy nasze marzenia przekształcić w realną wyprawę na daleki wschód.
I tak w poniedziałek 7 września 2009 ruszyliśmy z Krakowa do Warszawy na lotnisko. Pięć osób, trzy tygodnie, miliony chińczyków i ambitna trasa od Pekinu do Hong Kongu. Pierwsze wydatki w Polsce to bilet (2300 zł - można taniej jak trafi się promocja), wiza ( 305 zł - załatwialiśmy przez biuro w Krakowie), szczepienia - cena w zależności od ilości (nasz pakiet max to ok 400 zł). Polecam też zabrać na początek troche dolarów - ale oczywiście w Chinach bez problemu można wypłacać pieniądze w bankomatach.
W tej relacji chciałam zawrzeć możliwe dużo praktycznych i przydatnych informacji. Zupełnie zrezygnowałam z podawania rzeczy które i tak można przeczytać w przewodnikach. Nie znaczy to że nie zachwyciła mnie i nie rzuciła na kolana historia i architektura Chin. Chiny zachwyciły mnie do tego stopnia że przy najbiższej okazji (czyli dobrej cenie na bilet do Pekinu czy Shanghaju) napewno tam wróce!
Uprzedzam też miłych czytających i oglądających, że zdjęcia które dodaje do relacji są w większości uzupełnieniem tekstu - nie są więc czasem wysokiej wartości artystycznej... Pozwolą jednak wczuć się w specyficzny klimat Państwa Środka. ;)
Pekin - dlaczego tu jest tak czysto?! 2009-09-08
W samolocie wraz ze wschodem słońca pokazał się widok na stepy Mongolii, pustynię i wreszcie Wielki Mur - i już zaraz jesteśmy w Pekinie. Na lotnisku przekonujemy się, że problem wszelkiego rodzaju grypy traktuje się poważnie - obsługa w maseczkach, deklaracja o stanie zdrowia, w tym odpowiedzi na tak skomplikowane pytania jak: "czy spotkałeś w ostatnich 7 dniach kogoś kichającego?", czy "na którym miejscu w samolocie siedziałeś?". Potem jeszcze pieczątka do paszportu i... jesteśmy w Chinach!!
Zaczynamy od wymiany części dolarów na juany - w dwóch punktach bankowych kurs podobny... ale uwaga: wyraźna różnica w prowizji.
Z lotniska do centrum Pekinu docieramy kolejką - do stacji DONGZHIMEN - a potem metrem w okolice hostelu. Mamy rezerwacje w Sunrise Hostel - w hutongach w okolicach Zakazanego Miasta. Hostel był otwarty ledwie kilka miesięcy przed naszym przyjazdem - na miejscu tylko potwierdziły się dobre opinie wpisywane na Hostelworld.com, potem poznaliśmy też bardzo sympatycznego właściciela. Na miejscu internet, bardzo dobre śniadania i pokoje też bardzo ok. My mieliśmy pokój 6 osobowy i łazienkę na korytarzu. Dwójki mają łazienki w pokojach.
Pierwsze zaskoczenie zaraz po przylocie do Pekinu - wszędzie na ulicach jest bardzo czysto! Kolejne zaskoczenie - że odległość jest pojęciem względnym - tu jest wszędzie daleko. To nie miłe miasteczka europejskie gdzie wszystko jest w zasięgu 'spacerowym'. Nieświadomi tego, wybieramy się zaraz po rozpakowaniu w hostelu na mały spacerek - chcemy dotrzeć na dworzec główny. Potem się już nauczymy, że często jeden przystanek to nawet kilka kilometrów...
Plany na dziś to zdobyć bilety do Pingyao - czyli kolejnego miejsca na trasie naszej wycieczki. Docieramy na dworzec główny i po krótkim poszukiwaniu znajdujemy właściwe kasy biletowe.
Tu należy się krótkie wyjaśnienie zawiłości kolejowych:
• dworce są podzielone na trzy strefy: kupowania biletów, przyjazdów i odjazdów,
• nie ma biletów powrotnych, można kupić tylko i wyłącznie bilet wyjazdowy z danej miejscowości,
• w dużych miastach zdarzają się kasy dla obcokrajowców... aczkolwiek nie należy się nastawiać, że osoba tam siedząca wymiata po angielsku - generalnie przy wszystkich zakupach biletów udawało nam się trafić na kogoś, z kim dało się jakoś dogadać (jak pani nie mówiła nic, to widząc nas wstawała i przyprowadzała kogoś z kim mogliśmy się dogadać),
• trzeba mieć przygotowaną nazwę miejscowości docelowej po chińsku (powinno być w przewodniku... jak nie ma, to trzeba go wyrzucić i kupić inny), kartkę, długopis, na karteczce zapisaną datę wyjazdu oraz ilość i rodzaj miejsc,
• większość odległości jest taka, że spokojnie można je pokonać pociągiem nocnym - wygodnie, bezpiecznie, docieramy rano i oszczędzamy na noclegu.
Wiedząc jak to wygląda nie ma się co dziwić, że wiele osób kupuje bilety za pośrednictwem hostelu. Nam udało się kupić bilety bez większych trudności (160Y) - wyjazd dopiero w niedzielę.
Wieczorem idziemy na ulicę Dong’anmen - znaną z targu nocnego z mocno egzotycznym jedzeniem. Są wiec na patyczkach do grillowania wszelkiego rodzaju robaki, skorpiony, koniki morskie (biedactwa) i inne paskudztwa, przygotowywane tylko i wyłącznie pod turystów. Oczywiście ogromny tłum dookoła i wszędzie chińskie czerwone lampiony - naprawdę jesteśmy w Chinach! :))
Po tych wszystkich atrakcjach (tylko oglądaliśmy) idziemy jednak na normalne jedzenie - chociaż normalne wcale nie znaczy mało egzotyczne. Jedliśmy pierożki z przedziwnymi nadzieniami (12Y) - w małej restauracji niedaleko hostelu. Pierożki były na świeżo robione, i pierwszy raz jadłam pałeczkami w Chinach - całkiem dobrze mi wychodziło!
W Hostelu mamy barek i tak na oko całkiem dobrze wyglądające śniadania w wersji europejskiej. Ale nie będziemy jeść tego co przecież znamy i szukamy śniadań na mieście. Marne efekty - bułeczki - coś jak nasze drożdżówki z nietypowym nadzieniem o smaku ryby + kawa na wynos 18 Y. Już samo szukanie czegoś na kształt piekarni zajęło nam sporo czasu - kapitulujemu i jutro zjemy śniadanie w hostelu - na pewno zaoszczędzimy czas. Co oni właściwie jedzą na śniadania?
Pekin - Zakazane Miasto i sprawne łokcie. 2009-09-09
Drugi dzień to Zakazane Miasto (60 Y ale osobny bilet do części po prawej stronie od wejścia - Pałace Wschodnie ze skarbcem cesarskim). Polecam iść tam możliwie jak najwcześniej - do zobaczenia jest całkiem sporo, a trzeba się też liczyć z tłumami chińskich turystów (99.9% turystyki w Chinach, to turystyka wewnętrzna).
Pierwsza Brama Niebiańskiego Spokoju to przejście przez mostki i pod wielkim portretem Mao. Nie wolno się zatrzymywać - pilnują tego żołnierze i jacyś tajniacy po cywilnemu. Po przejściu tej pierwszej bramy już widać jaki to ogromy teren! Bardzo chciałam zobaczyć tam wszystko - ale to wręcz niemożliwe.
Przechodzenie przez kolejne pawilony i ogromne place po pewnym czasie robi się nużące, a budynki coraz bardziej do siebie podobne. Do poszczególnych pałaców można tylko zaglądnąć przez barierki - więc tłoczy się tam niemiłosiernie dużo Chińczyków gotowych przy każdej sposobności wypchnąć nieporadnego "białasa". Ja jednak byłam bardzo zdeterminowana zobaczyć jak najwięcej, więc szybko zaczęłam się pchać tak jak oni, ładując łokciami na lewo i prawo – o dziwo patrzyli z szacunkiem i uznaniem. ;))
Na końcu wytchnienie w Ogrodzie Cesarskim. Można tam odpocząć w cieniu i coś zjeść (jest bar w którym można kupić ryż z sosem w pudelku - po pociągnięciu za sznureczki samo się toto podgrzewa mocno przy tym parując).
Po przejściu przez ostatnią bramę można iść do parku za zakazanym miastem gdzie jest Wzgórze Widokowe (Jing Shan), usypane sztucznie z ziemi wybranej podczas kopania fosy. Ten park (podobnie jak kilka innych) zostanie nam na następne odwiedziny w Pekinie.
Wracając chcieliśmy zobaczyć wschodnią część Zakazanego Miasta - niestety tam wejście jest osobno płatne i wchodzi się od południa.
Wracamy wiec częścią zachodnią - tutaj można trochę odetchnąć od tych ogromnych przestrzeni. Są tu małe dziedzińce i pawilony a na nich cudowne dachówki i ozdoby. Wychodząc zaglądnęliśmy jeszcze na wystawę która była w pierwszej bramie- zainteresowani nie tyle wystawą co zobaczeniem bramy od środka i widoku na plac z góry.
Zwiedzanie Zakazanego Miasta zajęło nam pół dnia i było dosyć wyczerpujące, a mimo to pozostał niedosyt - jeszcze tu wrócę!
Głodni ruszamy w miasto. Próbujemy zjeść kaczkę po pekińsku (w bocznej uliczce od Wangfujing) - ale trochę odstrasza nas cena... szczególnie, że miły pan podaje cenę z głowy i pewnie trzeba by się mocno potargować. W końcu po drugiej stronie ulicy idziemy na pierożki (do tego bardzo pikantny sos na bazie oliwy) - 48 Y porcja + zupa 45 Y + sałatka 10 Y + piwo 10 Y. Jemy pałeczkami - tubylcy otwarcie się nam przyglądają i są wyraźnie zawiedzeni, że udaje się nam ta sztuka. Jedzenie jeszcze smakuje - po kilku dniach jednak skapitulujemy i poszukamy innych smaków w KFC.
Wieczorem przeglądamy przewodnik i szukamy hostelu w Pingyao. W opisie jednego z nich wyczytujemy, że bilety na pociągi sypialne trzeba tam kupować z 10cio dniowym wyprzedzeniem, bo stacja jest mała i zamówione bilety są ściągane z większego miasta. Zmieniamy plany - oddajemy bilety (kolej potrąca 20% ceny zakupu) i kupujemy na ten sam niedzielny wieczór bilety do Luoyangu.
Wielka wyprawa na Wielki Mur 2009-09-10
Przez jakiś czas nawet zastanawialiśmy się nad wycieczką na Mur z Hostelu (możliwe wyjazdy na różne odcinki muru Badaling, Mutianyu, Huanghua Cheng, Simatai - cena ok 150 Y wyjazd wcześnie rano ok 7).
Postanowiliśmy jednak być twardzi i pojechać na własna rękę. W końcu mieliśmy informacje z przewodnika i relacji innych podróżujących jak się tam dostać. Jednak po dłuższym błąkaniu się w poszukiwaniu właściwego przystanku zaczynam wątpić czy się uda. Znaleźliśmy nawet przystanek autobusów wycieczkowych - zaraz za Bramą Przednią (Qian Men ) - ale nie o to nam chodziło.
W końcu mamy - jedziemy do Badaling - przystanek Qian Men (stojąc plecami do Bramy Przedniej jest po lewej stronie, w uliczce na godzinie 11ej) - autobus nr 5 - jedziemy nim do końca (2 Y), następnie przesiadka do autobusu 919 i nim prosto do Muru (12 Y). Niewielki tylko stres na końcu - bo jak się okazało autobusy 919 maja czasem inne przystanki końcowe. Nasz wysadził nas na jakimś odludnym parkingu - ale za to pełnym nachalnych sprzedających. Na szczęście wraz z tłumem innych wsiadających wcisnęliśmy się do podstawionego darmowego busa, który przewoził już na właściwe miejsce. W sumie to nawet nie bardzo wiedzieliśmy na początku gdzie właściwie jedziemy -ale zasada jak się inni pchają i wsiadają też trzeba wsiadać poskutkowała. Inne, chyba losowo wybrane autobusy 919 dojeżdżają już do ostatniego przystanku.
Bilety na Mur - 45Y. Dobrze zabrać ze sobą jakąś wodę - w sklepikach ceny 10-20Y za małą butelkę (ta sama w normalnych sklepach 2-3Y) - trzeba się więc targować (w jednym ze sklepików po drodze udało się stargować do 10Y za 2 butelki).
Mur w Badaling jest podobno najbardziej oblegany przez turystów - ale wystarczy przy wejściu iść nie w prawo (tak idą wszystkie wycieczki bo kursuje tam kolejka którą można zjechać na dół) - tylko w lewo i ma się cały Mur tylko dla siebie. Zaraz na początku mieliśmy atrakcje - nagranie teledysku - pewnie jakaś chińska Doda ;)
Sam Mur - fantastyczny. Są miejscami strome odcinki, wije się też niesamowicie jak wąż. Jest w niem coś magnetycznego - jeśli jeszcze kiedyś wróce do Pekinu na pewno chcę jeszcze raz Go zobaczyc. Może tym razem bedzie to inny odcinek?
Powrót - autobus 919 - z tym że trochę trzeba poczekać bo oczywiście cała masa chińczyków też wraca. Ostatecznie wsiadamy do 3go z kolei autobusu.
Niestety to nie był koniec atrakcji tego dnia.
Już wiedzieliśmy, że kupno biletów na pociąg nie jest zajęciem trywialnym. Tego dnia dowiadujemy się też jak działa zwrot biletów w Chinach (nie ma wymiany, trzeba w kasie do zwrotów oddać te, których się nie chce i w innej kupić nowe - im bliżej daty na bilecie, tym więcej potrącają przy zwrocie) - po ok. pól godzinnej walce z rozwrzeszczanym tłumem napierających chińczyków mamy nowe bilety - do Luoyang (185Y - miejsca sypialne tzw. hardsleeper - tylko górne łóżka rozrzucone po całym wagonie). Mamy też napisane na karteczce przez miłego pana w kasie (studiował w Moskwie i mówił po angielsku!) - oczywiście po chińsku że "chcemy dostać się na dworzec zachodni na pociąg do Luoyang". Mili ci Chińczycy!
Wieczorem obiadek w zaprzyjaźnionej restauracji w drodze do hostelu - w końcu już sprawdzona. Wspólnie zamawiamy kilka potraw + piwo - ok 40 Y na osobę wychodzi.
Wielki dzień - robimy pranie :) - w hostelowej pralni, 15 Y za kilogram. Potem okazało się ze średnio dobrze piorą - i to generalnie w każdym hostelu. Można oczywiście prać samemu ale problem z suszeniem. My włączaliśmy na full klimatyzacje i jakoś schło. No i przynajmniej ładnie potem pachniało.
Pekin - Pałac Letni 2009-09-11
Po kilku dniach w Pekinie już się nauczyliśmy, że jak można podjechać autobusem to warto choćby jeden przystanek. To naprawde DUŻE miasto - dległości są porażające!
Jedziemy wiec najpierw autobusem 2 (można też 82) z okolic naszego hostelu. Na Placu Tian'an Men przesiadka w 690 (bilet 2Y) - ostatni przystanek to Pałac Letni. Przed wejściem masa sklepików, a w jednym z nich pan robi wielkie naleśniki - niestety tuż po śniadaniu możemy tylko popatrzeć...
Ceny w Pałacu i okolicy zbliżone do cen na mieście - woda 3Y, herbatka w małej butelce 5Y.
Nie kupujemy biletu na całość - tylko wejście na teren Pałacu za 30Y i potem pojedyncze wejściówki: Ogród Cnoty i Harmonii 10Y, Wzgórze Długowieczności i Pagoda Kadzidła Buddy 10Y.
Teren jest ogromny, skupiliśmy się praktycznie tylko na zwiedzaniu budynków (w dodatku nie wszystkich) i zajęło nam to cały dzień! Park jest położony wokół dużego jeziora - Kunming - a wokół niego malownicze mostki i pawilony. Zwiedzanie zaczynamy od Ogrodu Cnoty i Harmonii - w pawilonie gdzie był teatr cesarzowej Cixi trafiamy na przedstawienie (jest podobno co godzinę) - przebrane postacie i ta ich przejmująca, dla nas niestety kocia muzyka.
Dalej przechodzimy wzdłuż jeziora fantastyczną Długą Galerią i wdrapujemy się po schodach na Wzgórze Długowieczności. Co ciekawe wszystkie świątynie są nadal odwiedzane przez modlących się wyznawców - wszędzie płoną kadzidełka w wielkich kadzielnicach. Na samym szczycie niesamowity klimat - pagody i skały - można tam spędzić dobrych kilka godzin... i mniej więcej w tym miejscu zorientowaliśmy się, że czasu coraz mniej, a do zobaczenia jeszcze całkiem sporo. Polecamy zejście ze wzgórza po prawej stronie (patrząc z góry w kierunku jeziora) przez piękne pagody i altanki z fantazyjnymi dachami.
No i wreszcie marmurowy statek - hmmm... kto widział ten wie - kiczowaty mocno... za to obok jest bardzo ładny mostek, gdzie przysiadamy na ławeczce i jemy księżycowe ciasteczka- jedno z lotosem, drugie z wołowiną na słodko. Ładnie wyglądają, ale smakują tak sobie - wrzesień to miesiąc księżycowy i na każdym kroku można dostać te ciasteczka albo dostać w twarz billboardem z hasłem "Moon Cake". Często pakowane są w bardzo ładne pudełka i kosztują nawet po 500Y - takie ichnie bombonierki.
A propos - w Chinach prawie nie ma czekolady - są jakieś sprowadzane, ale chyba Chińczycy wola te swoje tradycyjne "słodycze"... ciasteczka z mięchem na słodko, słodkie kiełbaski, jakieś glutki żelatynowe pod każdą postacią, no i kacze dzioby i kurze łapki - mniam! :))
Na zachód słońca prawie już biegiem zmierzamy nad jezioro mijając po drodze całe pole kwitnących lotosów... a nad brzegiem niespodzianka - ciężko znaleźć miejsce na postawienie statywu, tylu tam było Chińczyków polujących na zachód z mniej lub bardziej wypasionymi lustrzankami.
Na zakończenie dnia - już późnym wieczorem poszliśmy się poszwendać po dzielnicy hutongów na południe od Placu Tian'an Men, za Bramą Przednią. Tam najbardziej drastycznie widać jak nowe (choć stylizowane) wypiera stare. Jest tam całkiem od podstaw odtworzona szeroka ulica Qian Men Dajie z zabytkowymi tramwajami a przy niej dopiero urządzają się w stylizowanych budynkach sieciowe sklepy i fast foody. Wystarczy jednak skręcić w prawo w małe i wąskie uliczki żeby zobaczyć jak wyglądają prawdziwe hutongi - choć niektóre też po remoncie (Dazhalan Jie). Małe bary, jedzenie sprzedawane na ulicy, stare składy jedwabiu, apteki-herbaciarnie i restauracja z pierożkami które podobno jadła sama cesarzowa Cixi. Tam też robimy pierwsze zakupy pamiątek - pałeczki i jaśminowa herbata w kulkach które otwierają się w duży kwiat podczas parzenia.
Pekin jest zachwycający wieczorem. Wszystko jest ładnie oświetlone i choć wygląda na pierwszy rzut oka kiczowato - np. rzędy lampek na dachach Zakazanego Miasta - to ma jednak swój chiński urok.
Jest 11 września - i choć święto republiki jest dopiero 1 października, to już widać przygotowania do wielkiej imprezy na Placu Tiananmen. Wieczorem plac był już w większej części zamknięty - stały na nim jakieś samochody i pełną parą szła instalacja ogromnych ekranów, trybun itp.
Niestety nie wybraliśmy się wcześniej do Mauzoleum Mao - a teraz wejście już nie będzie możliwe. Szkoda - ale tym bardziej muszę jeszcze do Pekinu wrócić. Do Mauzoleum wejście jest bezpłatne - ale wchodzi się bez aparatów, plecaków, torebek (przechowalnia jest podobno po lewej stronie -trzeba przejść przez ulice). Rano widzieliśmy tam naprawdę spore kolejki - ale bardzo szybko się przesuwające (mniej więcej jak do Muzeów Watykańskich).
Pekin Świątynia Nieba i blokada miasta. 2009-09-12
Mieszkanie w centrum ma swoje dobre strony. Może mieć też i złe - ale o tym później. Wsiadamy wiec w naszym centrum wszechświata przy Zakazanym Mieście w autobus 60 i jedziemy do Świątyni Nieba.
W parku - to co chyba najbardziej podobało mi się w chińskich parkach - grupy ludzi tańczą, ćwiczą tai chi, śpiewają, grają na tradycyjnych instrumentach i oczywiście jedzą.
Park otaczający budynki Świątyni Nieba jest ogromny - więc już na samą myśl ile trzeba przejść jestem zmęczona.
Okrągła Świątynia Modłów o Dobry Urodzaj (Qinian Dian) z ogromnymi kolumnami robi wrażenie. Niestety jak do większości tego typu budowli nie można wejść do środka. No i wreszcie centrum wszechświata! Marmurowe kręgi i schody - a na środku JEST właśnie ON - Ołtarz Nieba. Teraz tylko trzeba poczekać na swoją kolej - bo wielu jest chętnych żeby choć na chwilkę znaleźć się w samym centrum.
W tym dniu już chyba trochę skumulowało się nam zmęczenie i bieganie przez ostatnie dni. A tu jak na złość ogromny upał i nie przyjeżdża żaden autobus. No i znowu błąd którego już nie popełnimy nigdy więcej w Pekinie - idziemy na nogach. Bo przecież na mapie wygląda że to niedaleko. Tak - TYLKO wygląda. Błąkamy się zatem w dzielnicy handlowej - i nareszcie docieramy do znajomej już odtworzonej ulicy hutongów Qian Men Dajie. I niespodzianka - zamknięte. Na szczęście tubylcy przechodzili bokiem w małą uliczkę. Idziemy więc za nimi. No i jesteśmy w znajomej dzielnicy ze sklepikami i barami.
Ryzykujemy i wchodzimy do jednego z barów. Oczywiście zwabił nas napis ze menu jest po angielsku. Hmmm - w sumie to są tylko zdjęcia ale nawet udaje się nam zamówić dobre jedzenie. No i Cole - bo sobie przypominłam że tak jak przydaje się jej picie w Afryce - tu też może się przydać ;). Za 2 osoby płacimy 55Y (zastanawiamy się czy w menu bez zdjęć są niższe ceny?). Miło było odpocząć.
Wreszcie wracamy do hostelu, ale nagle się okazuje ze wszystkie ulice dookoła Placu Tienanmen są już pozamykane! Wszędzie policja i nie ma szans przejść. Dzisiaj wieczorem będzie próba generalna przed Świętem Republiki. Jedyna nadzieja dostać się do metra - tylko mamy pecha - w tej części miasta go nie ma! Jedynym wyjściem okazuje się przedreptanie kolejnych kilometrów żeby dostać się do działającej stacji i z przesiadką nareszcie dotrzeć do hostelu.
Żeby było miło to całą noc strzelały sztuczne ognie. W hostelu wisi też informacja, że jeśli ktoś będzie w dniach 30 września - 2 października w Pekinie nie będzie mógł wychodzić z hostelu - jest w strefie zamkniętej. To jest ten minus mieszkania w centrum ;)
Pekin - świątynie i Centrum Olimpijskie. 2009-09-13
Ostatni dzień w Pekinie. Chyba miałam już troche dość upału i poruszania się po powierzchni - na koniec jeździmy tylko metrem!
Jedziemy do Świątyni Lamaistycznej. Bilet jest ciekawy - bo jest w nim też mała płytka CD! Sama świątynia fantastyczna - najbardziej robią wrażenie posągi Buddy - uśmiechnięty siedzący i ogromny stojący -17-metrowy. Tutaj też bardzo dużo osób z kadzidełkami. Zaraz obok jest Świątynia Konfucjusza. Zaraz za wejściem kamienne tablice - stelle z nazwiskami urzędników. W bocznych pawilonach wystawa poświęcona Konfucjuszowi.
Wracamy do podziemi żeby dostać się do centrum olimpijskiego. Przesiadamy się na niedawno wybudowaną linie metra - w sumie to prawie niemożliwe - ale jest jeszcze czyściej niż normalnie. To chyba mnie najbardziej zaskoczyło w Pekinie i w sumie w całych Chinach - jest bardzo czysto! Wszystkie dworce, metro, ulice - aż błyszczą.
No i wreszcie docieramy do centrum olimpijskiego. Pierwsze wrażenie - jakie to ogromne! Drugie - to jest gigantyczne! Po prawej mamy cudny Stadion Narodowy w kształcie gniazda. Po lewej Water Cube - tam były zawody pływackie. Pomiędzy wielka aleja którą biegł maraton. W lini prostej jest ona idealnie wytyczona do Zakazanego Miasta którego dachu widać w oddali. Mają rozmach Ci Chińczycy. Acha - drobiazgiem w całej tej scenerii jest zespół kilku wieżowców tworzących smoka. Głowa - najwyższy budynek ma wbudowany ogromy ekran.
Na koniec pobytu w Pekinie chcieliśmy posiedzieć sobie w Parku - tym zaraz przy Zakazanym mieście. Oczywiście jedziemy metrem. Trzeba trochę podejść od stacji. Mijamy operę w kształcie bańki mydlanej a wejścia do parku ciągle nie ma. W końcu mur się kończy. Jakaś brama - ale ze strażnikami. Okazało się ze tak naprawdę cały park w części południowej to nowe Zakazane Miasto - Partyjne. Ciekawe jest też to że na żadnym planie miasta nie było to zaznaczone! Nie muszę też wspominać ze odechciało nam się już i parku i trochę Pekinu. Te odległości są przerażające.
Koniec dnia to pakowanie, jedzonko w restauracji i taxi na dworzec zachodni na pociąg do Luoyang. Nagle odkrywamy ze taksówki są tu bardzo tanie - lepiej późno niż wcale. Za taxi płacimy 32Y. A dworzec... Jest ogromny! Nigdy nie widziałam w Europie tak dużego dworca.
Przy tej okazji troszkę o podróżowaniu pociągami. Zasada jest taka - żeby wejść na teren gdzie są odjazdy trzeba pokazać bilet. Potem znaleźć właściwą poczekalnie dla naszego pociągu - tez pokazując bilet. Poczekalnia jest oczywiście ogromna. Około pół godziny przed odjazdem pociągu (jeśli jest wcześniej podstawiany) otwierają się bramki i jesteśmy wpuszczani na peron i do pociągu. Przed wejściem do wagonu też są sprawdzane bilety - my mamy sypialne hardsleeper (otwarty wagon z łóżkami piętrowymi po trzy w rzędzie, droższe są softslepeer - zamykane przedziały z 4 łóżkami). Na 6 łóżek przypada stoliczek i termos z wrzątkiem. Pani Wagonowa zbiera bilety (żeby się nie zniszczyły i daje takie blaszki wielkości karty kredytowej - jest to tez bardzo wygodne bo pół godziny przed docelową stacją dany podróżny jest budzony i ma oddawany bilecik. Tak powinno być - ale jak pani Wagonowa jest nieporządna może być z tym rożnie). W wesołym pociągu nim pogaszą światła leci sobie jakaś audycja z głośników, jeździ wózeczek z jedzeniem, a obsługa sprzedaje tez różne gadżety - np etui ze składanymi pałeczkami, widelcem i łyżeczką. Potem gaszą światła w całym wagonie i spać. Acha - jeszcze toaleta. Są na wagon trzy umywalki na zewnątrz + toaleta w typie chińskim. Na szczęście zamykana. Brrrr. Na koniec pani Wagonowa zasłania okna i ustawia buty specjalnym chwytaczem. No i tak sobie pomykamy przez noc do Luoyangu. Acha - jak już przy pociągach jesteśmy - najlepsza klasa pociągów i najszybsze to te z oznaczeniem T i możliwie małą cyferką przy T.
Ostatni dzień - to też historyczny moment dla mnie. Jeszcze nigdy będąc w Tunezji, Egipcie czy innej Turcji nie upadłam tak ;) żeby coś zjeść w jakimś fast foodzie. Niestety kuchnia w Pekinie, czy też generalnie na północy Chin mnie do tego doprowadziła. Miałam już dość smaku i zapachu tego jedzenia!!! Och jak cudownie smakował twister w KFC! Na usprawiedliwienie dodam ze z sosem Dragon!
Pekin - posumowanie i co za ile 2010-01-09
Spędziliśmy w Pekinie 6 dni. Wyjeżdzając z tego miasta nie myślałam, że bedę jeszcze chciała tu wrócić. Te odległości, specyficzna kuchnia - przecież są ładniejsze miejsca.
Ale mnie dopadło - tak po tygodniu po powrocie z Chin. Dopiero w domu uświadomiłam sobie, że w Pekinie jest coś magicznego. Jestem przekonana że jeszcze tu wróce - zostało jeszcze mase miejsc których nie widziałam i cała masa takich które bardzo chce zobaczyć jeszcze raz.
Więć jeśli tylko zobaczycie dobrą cene na lot do Pekinu - nie zastanawiajcie się - kupujcie! Co robić dalej - mam nadzieje wiecie dzieki tej relacji ;).
PEKIN - CENY (1Y = 0,4zł)
- kolejka z lotniska - 25Y (ale podobno można taniej autobusem)
- Zakazane Miasto - 60Y
- Pałac Letni - 30Y (wstęp do Parku)
- Świątynia Nieba - 35Y (bilet na wszystko oprócz muzeum instrumentów)
- Świątynia Lamaistyczna - 25Y (w tym płytka)
- Świątynia Konfucjusza - 20Y
- Wielki Mur Badaling - 45Y- taxi na dworzec - 32Y
- bilety z Pekinu do Luoyang - 185Y (cena jest uzależniona od wysokości łóżka - na górze są najtańsze)
- przejazd autobusem miejskim - 1-2Y
- autobus do Badaling Wielki Mur - 12Y
- metro - 2Y
- pranie w hostelu - 15Y za kg
- pałeczki - 10-20Y (albo i więcej)
- herbata jaśminowa w kulkach 50g - 28Y
- pierożki w restauracji - 12Y
- piwo w restauracji - 10-20Y
- kurczak z warzywami itp. w restauracji - ok. 30Y
- kawa na wynos - 18Y
- mała woda mineralna - 2-3Y
- bułeczki - 6-8Y
- 1 litr zielonej herbaty - 5,40Y
- twister w KFC - 8Y
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Doskonale napisana relacja, mnóstwo przydatnych informacji i zdjęć. Mam nadzieję, że spełnią się moje marzenia i skorzystam z niej planując swoją podróż.
-
Bardzo dziękuje za wszystkie miłe komentarze. Doceniam je niezmiernie, tym bardziej że niekoniecznie czytacie moje relacje planując wyprawę do Chin. Pewnie wielokrotnie to jeszcze powtórzę, ale tak miłych ludzi jak na tym portalu jeszcze nigdzie nie spotkałam...
-
No na razie daje wielkiego plusa ale jeszcze tu wróce!!!
-
cóż... patrzę "z szacunkiem i uznaniem":-) choć chiny, jak i cały daleki wschód zupełnie mnie nie ciągną, fajnie o nich poczytać. szczegolnie ciekawe relacje;-)
-
Gratuluję. Bardzo dobrze się czyta. Do tego dobre zdjęcia. Mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy (inne miasta). Dodatkowy plus (niestety można dać tylko jeden) należałby się za dużo informacji praktycznych, przydatnych turyście (dojazd do zwiedzanych miejsc, ceny itp.). Pozdrawiam.
-
na razie przeczytałam - a czytało się świetnie :) zdjęcia zostawię sobie na następny raz, a dziś, mam nadzieję, przyśni mi się Pekin
-
Ogladnalem, przeczytalem :-) Bardzo mi sie podobaly zdjecia, ich rozmaitosc i dobor! Musze tez do Chin pojechac...!
-
kolejna wizyta w Twoich Chinach i kolejny ich skok na liście miejsc, które muszę kiedyś (kiedy? życie jest za krótkie) odwiedzić. Przyznać muszę,że podróż Twoimi śladami jest nie lada interesującym i pobudzającym zmysły wydarzeniem:)
-
ja też dałam radę, dzięki za ciekawe opisy, rady, które zawsze mogą sie przydać.
-
super relacja i zdjęcia :) mam nadzieję, że kiedyś skorzystam z porad praktycznych przy planowaniu własnej podróży :)
-
Świetna relacja, piękne zdjęcia, czekam na dalszy opis podróży do Chin, pozdrawiam
-
Kasiu z przyjemnością przeczytałam Twoją relację. Podziwiam osoby, które mają odwagę spełniać swoje marzenia. I szczerze mówiąc dzięki przeczytaniu podobnych relacji na Kolumberze (m.in. podróży Sagnes), sama zaczęłam się zastanawiać nad podróżą do Azji. Raczej nie w tym roku, ale może w następnym... kto wie ...
Bo skoro podróżuję na własną rękę po Europie to dlaczego nie udać się na inny kontynent:)
Pozdrawiam i dziękuję jednocześnie za wizytę u mnie i plusy:) -
dałem radę... :)
Mnóstwo dobrych rad podałaś....no i trzeba pamiętać, że ma się łokcie :)) -
wow niezła lektura, na pewno na nie jeden wieczór :) zabieram się za czytanie
-
O rany! Będzie co czytać, będzie co oglądać! Jak na razie ... zapowiadam swoja wizytę, i to nie jedną z pewnością i cieszę się z góry na te wizyty:)